Prawem w lewo



 


Na czele wszelkich sporów o niedoskonałości Ludzkości stanęli prawnicy. - Zwykle mierni słudzy Temidy, która z zasady ma być ślepa, i nie odróżniać Sprawy od cepa. Zdolni, wszechstronnie wykształceni i zaradni założyli własne kancelarie prawne, aby cieszyć się zaufaniem swoich Klientów lub przystąpili do firm prawniczych o międzynarodowym zasięgu i prestiżu, ugruntowanym powagą prowadzonych postępowań - procesów sądowych. Miernoty - korzystając z papierowego statusu swojej profesji, zalały indolencją urzędy centralne - kancelarie Sejmu, Senatu i rozmaite resorty rządów III RP. Na przełomie wieków, kiedy to rozgorzała trwająca do dziś najgłupsza wojna nowoczesnej Polski, mierni prawnicy poczuli się Jakobinami -nieudacznymi palestrantami zbankrutowanych kancelarii (przyp. ACMS) - rzeźnikami Republiki. Takimi samymi rakarzami byli Otto von Bismarck, Wołodia Ulianow (Lenin), Ernst Kaltenbrunner (adwokat z Linzu i Salzburga), Heinrich Friedrich Reinefarth (adwokat i notariusz), Otto Thierack (nazistowski minister sprawiedliwości), Roland Freisler, Hans Frank, Ante Pavelić, Slobodan Milošević i in. Rodzimych błaznów, fikających koziołki lub kwestionujących wolę Wyborców, nie wspomnę.

Dziś każda partia ma swoich prawników, którzy na zawołanie odpowiednio zinterpretują nieprecyzyjne zapisy Konstytucji z 2 kwietnia 1997 r.; służą pierwszej (ustawodawczej) i drugiej (wykonawczej) władzy, od której zależy trzecia (sądownicza); posługują się nowomową, błaznując w partyjnych mediach. Interpretacją prawa zajmuje się rząd, a nie sądy.

Do tej pory, żaden z rzekomo wybitnych autorytetów nie zauważył publicznie zaniku trójpodziału władzy, który miał być ostoją demokracji. Za to niektórzy usiłują wpływać na opinię publiczną - ostatnio w sprawie wyniku wyborów prezydenckich. Państwo słabnie, i to w obliczu wojny...


(ACMS)

Komentarze