Fabrizio De Andrè - La ballata dell'amore cieco (o della vanità), 1966
- Ballada o ślepej miłości (albo o próżności).
Był sobie prawy człowiek
Tralalalalla tralallaleru…
Kochał bez nadziei, litości
Taką, co nie znała miłości
A ona mówi: - Przynieś mi jutro
Tralalalalla tralallaleru…
- Przynieś do jatki, wyrwane
- Serce swej własnej matki...!
Poszedł do matki, wyrwał
Tralalalalla tralallaleru…
Jej serce, bijące, z radości
I przyniósł je swej miłości
...
- To nie serce, to nie serce
Tralalalalla tralallaleru…
Nie dość jej było horroru, złości
Żądała nowego dowodu miłości
- Mój miły, jeśli mnie chcesz
Tralalalalla tralallaleru…
- Podetnij sobie żyły, podetnij
Je tam, gdzie sam wiesz…!
Poszedł i podciął sobie puls
Tralalalalla tralallaleru…
A kiedy już trysnęła krew
Szalony wrócił wszystkiemu
Wbrew!
...
A ona śmieje się w głos!
Tralalalalla tralallaleru…
I pyta: - Chcesz mnie mieć? -
Ostatnią próbą będzie twoja
…Śmierć!
I kiedy krew już z niego uszła
Płynąc zmieniała swe kolory
Ta zimna próżność rechotała
Że umarł człowiek przez swe
Amory…
...
Za oknem ciepły gwizdał wiatr
Tralalalalla tralallaleru…
I zgasł nawet uśmiech złośliwy
Bo on na jej ręku konał i umarł
...Szczęśliwy!
A jej nie został już nikt życzliwy
I miłość własna, a nawet dobro
Krwi, w żyłach jego zaschniętej
Już… nie pomogło!…
...
(Tłumaczenie utworu La ballata dell'amore cieco © Andrzej Schymalla)
Komentarze
Prześlij komentarz