Jak ja Ich kochałem. Pan Jerzy Antczak, wybitny reżyser polskiego i światowego Kina, napisał książkę swojego życia. Tak o niej mówi i pisze. W istocie, napisał ją niemal na oczach oczekujących jej czytelników, w epoce błyskawicznej komunikacji drogą wszechobecnego Internetu. Dostałam ją w prezencie od Autora, i kładę pod choinką. Piszę o niej, ponieważ od lat pacholęcych jestem zafascynowana niezwykłą powieścią Marii Dąbrowskiej, Noce i Dnie, i równie znamienitym filmem/serialem pod tym samym tytułem, w reżyserii Jerzego Antczaka. Powieść i film znam na pamięć, ale wracam do książki, konstatując, że to ciąg dalszy. Tym razem Nocy i Dni samego Autora, któren, z dawna zapomnianym językiem polskim, kreśli blaski i cienie własnego życia. - Prywatnego (rodzinnego), towarzyskiego i zawodowego, o którym my, następne pokolenie, niewiele wiemy, ale jeszcze je rozumiemy i poważamy. Naturalnie, zawsze można sięgnąć do annałów - starych, papierowych publikacji prasowych, wypowiedzi branżowych, krytyki, recenzji etc. - dziś niejednokrotnie, i wybiórczo, przeniesionych w świat cyfryzacji i… elektronicznej obłudy. Ale nic nie może zakłócić jakości opowiadania, klimatu i osobistych refleksji - osobistych wspomnień, które - pod piórem Jerzego Antczaka - znajdujemy, jako wspólne, podobnie przeżywane lub wręcz znane z autopsji. Autor przywołuje nieznane lub znane nielicznym epizody, związane z produkcją filmu; dykteryjki z planu - swoiste miniatury, które w miarę czytania, stają się przypowieściami dramatycznymi - tragicznymi (vide: prawdziwy los prawdziwego wyżła filmowego Bogumiła), albo satyrycznymi (vide: prawdziwy los filmowych wierzb serbinowskich). Pisze otwarcie o złych, choć - w Jego słowach - tylko kłopotliwych, niefortunnych sytuacjach natury zawodowej. O tamtych latach i o tamtych ludziach. Pomija złe wspomnienia. Pisze, sam doświadczony Złem, nie raz i nie dwa, ale w każdym wierszu pamięta o tym, że bliźni mogli doświadczyć tego Zła w znacznie gorszej, niż On sam, postaci. W filmie i książce ujawnia własne uczucia, i dlatego Jego relacja jest prawdziwa, jak film-obraz, który stworzył dla sobie współczesnych i potomnych. W Nocach i Dniach znajdziemy siebie samych. - Postacie szlachetne i podłe. Biegunowo różne charaktery. Najczęściej jednak przeciętne, nijakie, czego oczywiście nigdy nie zaakceptujemy. Właśnie tacy byliśmy, i jesteśmy, jako że zwyczajnie zawsze zło miesza się do dobrego, co już w XVIII wieku zauważył Ks. Jędrzej Kitowicz. - Bez względu na czas, w jakim przyszło nam żyć, będziemy się różnić, spierać, kochać, zdradzać, wracać do siebie samych i naszych bliskich; wzorować na ideałach i je odrzucać. Będziemy czcić bohaterów i na nich się gniewać, dlatego że dokonali czegoś, co wykracza poza naszą wyobraźnię i nasze możliwości. Taki jest nasz, dalece niedoskonały, los. Tyle, że nikt, poza Marią Dąbrowską w literaturze, Jerzym Antczakiem w filmie, i Jackiem Kaczmarskim w napisanych i śpiewanych wierszach - tego nie zauważył, nie opisał, nie zilustrował; nie zainspirował - być może mniej wrażliwych - czytelników, widzów i słuchaczy. Bez bezdusznej krytyki, napastliwej publicystyki i prymitywnych anonimowych kalumni, które dziś wypełniają Net, który może właśnie w tym celu powstał u zarania XXI wieku?
Zło, to w Nocach i Dniach - Śmierć. Nie ta sarmacka, której nasi Wielcy Przodkowie, stworzywszy potęgę Rzeczpospolitej Obojga Narodów, patrzyli prosto w oczy z portretów trumiennych. Nie ta, na którą byli przygotowani, kreując ars moriendi, podług własnego uznania, lecz ta beznadziejna (Miejcie nadzieję, nie tę lichą marną…), która wyziera z po-powstańczej, styczniowej literatury - Adama Asnyka, Włodzimierza Wolskiego, Marii Dąbrowskiej, Elizy Orzeszkowej, Stefana Żeromskiego, Aleksandra Głowackiego h. Prus I (Bolesława Prusa). Śmierć na poły obłąkanego wuja Klemensa Klickiego, Powstańca Styczniowego. Śmierć Matki, Lucjana, Teresy, Piotrusia, Janusza, Bogumiła... Śmierć mieszkańców Kalińca, których rozstrzelali Prusacy, jako rzekomo winnych paniki wywołanej wieścią o nadciągających kozakach. Carat - fakt i symbol zniewolenia Narodu wolnych ludzi (Za plemion całych zmarnowane lata, cо im w zepsuciu truto myśl i cześć...).
Dobro, to w Nocach i Dniach - Życie. Cztery pory roku, kiedy jesienią i zimą ziemia zamiera tylko po to, aby wiosną znów się odrodzić, a latem wydać plon. Miłość, radość z narodzin dzieci; ich wychowanie i edukacja; możność obserwacji, jak się rozwijają i dokonują wolnego wyboru swojej przyszłości. - Agnieszka, jej mąż Marcin, i Oleś... - powrót sił witalnych i wiary w siebie, niezbędnych w dalszej walce o odzyskanie Niepodległego Państwa.
Niezwykłe jest także opowiadanie Reżysera o Jego osobistych relacjach z Aktorami, bez których przecież nie można zrobić żadnego filmu czy spektaklu. O Aktorach, których pośród nas już nie ma..., a których pokolenie naszych rodziców i nasze, dzięki wynalazkowi XX wieku - telewizji, gościło w swoich domach, wraz z każdym odcinkiem serialu. Nie ma też tamtego Kina, opartego na wszechstronnej wiedzy Twórców, profesjonalnej kwerendzie, sugestywnej scenografii i artystycznej kreacji… Książkę czyta się z wielką sympatią i podziwem dla wszystkich Twórców arcydzieła. Trudniej o niej napisać…
Książka Jerzego Antczaka, Jak ja Ich kochałem, jest obszernym, wielowątkowym zapisem wspomnień, przygód, rozterek i refleksji Autora. Nie można jej przeczytać, przemyśleć i zrecenzować w weekend. Ośmieliłam się nawiązać jedynie do jednego, bardziej od innych znanego wątku. A dalej, Drodzy Czytelnicy - radźcie sobie sami. I pamiętajcie, że to ostatni taki walc, i Ostatni, który tak rej wodził…
Iwona Sabina Schymalla
A jak ja pojadę przez krakowski rynek
Będzie mi się kręcił w ręku karabinek...
Jerzy Antczak, Jak ja Ich kochałem. Wydawnictwo Axis Mundi, 2020
Komentarze
Prześlij komentarz